Najnowsze wpisy, strona 17


bez
Autor: bunio
03 marca 2008, 00:51

 

 

 

siedziałem nieraz na szczycie wydm. czułem wiatr na twarzy. Jak dotykał moich policzków. Wtedy było to tylko dotknięcie wiatru. Młodość durna i chmurna. Wtedy uciekałem przed ludźmi. Dotyk wiatru wydawał mi się tak obojętny, że nie mógł mnie dotknąć, jak ludzie. Takk wstrętnie, perfidnie. Dzisiaj chciałbym nawet takiego dotyku. Wszystko lepsze od obojętności. Tej, którą sam sobie zafundowałem. Dałbym wiele za chwilę rozmowy.

Może ucieczkami kusiłem los. Może on mi się teraz rewanżuje samotnością. Nie chciałem kiedyś, więc teraz nie mam dane. To jak plucie pod wiatr.

 

 

 

bez
Autor: bunio
03 marca 2008, 00:29

 

 

 

zimno mi... cholera... jak mi zimno. Trzęsę się. Założyłem kaptur na głowę. szukam miejsca, gdzie będzie przytulnie i bezpiecznie. Nie znajduję od lat. Staram się uspokoić oddech, liczyć do dziesięciu. Nie pomaga. Zawsze nocne zimno wciska się za kołnierz...

A starczyłaby ciepła dłoń na karku. Przyciągająca głowę, żeby usta mogły się spotkać.

Tak niewiele... na pozór

 

 

 

młodość?
Autor: bunio
02 marca 2008, 18:45

 

 

 

Młodość to tak naprawdę kwestia stanu ducha...

 

 

 

bez
Autor: bunio
02 marca 2008, 18:00

 

 

 

A tak właściwie...

Polega to wszystko na niedomówieniach... Na chwilach, kiedy coś wyrywa serce... kiedy pustka staje się nie do zniesienia. Cisza tak strasznie dręczy. Kiedy coś chciałoby się zrobić, a nie da się, bo łzy są tak słone... Każde takie wyrwanie powoduje tylko, że wrażenie pustki staje się bardziej dotkliwe i ciężkie do zniesienia. Kiedy dopada wieczór, wspomnienie, chwila muzyki... wtedy naprawdę nie wiem co począć. Piszę wtedy myśli do szuflady. Staram się wetknąć watę w miejsce po sercu, które gdzieś, do kogoś poleciało i dopóki nie wróci, nie zostanie zwolnione... pustkę po nim wypełniają łzy...gorycz...

Dzisiaj wdrapałem się na moją górę. Byłem na niej do pierwszego podmuchu wiatru. Przez chwilę miałem pczucie siły, a upadek nie spowodwał wrażenia, bo nie był pierwszym. To normalne dla mnie, choć nie lubię.

Od jutra zacznę wspinaczkę. Znów.

 

 

bez?
Autor: bunio
02 marca 2008, 17:18

 

 

 

Wydaje mi się dzisiaj, że wdrapałem się na moją górę.

Jak to było i jak się działo... właściwie nie ma już znaczenia. To tak jakby nie trzeba mysleć o metodzie osiągniętego celu.

Ale jak mam się na tej górze utrzymać? Zacząłem na nią włazić, mając nadzieję, że w międzyczasie znajdę jakiś sposób. Nieraz pazury ślizgały się po tym szkle... I teraz nie wiem.

Nie mam sposobu, żeby się na niej utrzymać. Znów podjąłem się czegoś, co mnie przerasta?

Ale w sumie??? dzisiaj dałem radę.

Może jutro także.

A pojutrze może znajdę motywację?