Archiwum listopad 2007


bez
Autor: bunio
30 listopada 2007, 22:58

 

 

 

A jakby tak trochę inaczej można było? Jakby tak bardziej w oderwaniu... Ale się nie da. Zawsze coś tam po duszy się kołacze. Tli się uczucie. Kiedy zbliżę się zanadto... wybucha coś od środka. Kończy się żalem jasność tego płomienia. I niepewnością...

Co by było gdyby...?

Ile mnie by zostalo, a jak daleko zaszłyby zmiany i stałbym się sobie obcy, a innym podporządkowany?

Szukam śladów.

Może się tym kaleczę, ale to lubię... przecież tli się... i czeka...

 

 

 

bez
Autor: bunio
29 listopada 2007, 22:47
Najgorsze są lęki, kiedy nie można się z nich zwierzyć. Czasem nie można ich nazwać. Czasem nie ma komu. Czasem nie ma kto wysłuchać. Właściwie na jedno wychodzi. Duszę je w sobie, próbuję sobie z nimi poradzić... Dobrze, kiedy skutkiem jest tylko kręcenie się po łóżku do rana. Ale ten optymistyczny wariant zdarza się rzadko. Najczęściej przechodzą na następny dzień. Przez nie pieprzę to, co powinienem dobrze zrobić. Tak się nakręcam bez końca. A o reszcie już chyba nie dzisiaj...
bez
Autor: bunio
29 listopada 2007, 22:17
Dobrze, że noc dopiero się zaczyna. Jest czas, żeby nauczyć się spokoju.
bez
Autor: bunio
29 listopada 2007, 22:15
Czasem aż rozrywa... by się wrzasnęło, wykrzyczało... Chciałoby się, żeby wreszcie ktoś zrozumiał. Lepiej... za mnie. Czasem tak wszystkiego, co nie było... żal. Tego, co nie pobiegło po myśli też. Własnych błędów... Najgorsze, że własnych błędów nie ma kto wybaczać. Kto się ulitować. Można ich tylko żałować. Zostaje się z nimi sam na sam.
bez
Autor: bunio
29 listopada 2007, 22:10
Chwilami potrzebuję smutku. Dobrze mi to robi, bo uspokaja. Może głównie na rezygnacji się lęgnie, ale to skutek jest ważny. Kiedy przychodzi ten prawdziwy smutek... nie ten taki buntowniczy, wtedy lepiej widzę. Lepiej odczuwam. Te uczucia nadają się, żeby je wspominać. Właśnie te. Z chwil największego smutku... są najpiękniejsze, bo pozbawione oporu. Puenty nie będzie