03 marca 2008, 18:15
W zasadzie w horoskopy nie wierzę, ale czasem nie da się. No stało jak wół, że nie powinienem brać się za bary z poważnymi problemami. Okazało się, że nawet za te niepoważne nie powinienem się brać. Tak mi dzisiaj nie szło wszystko, że powinienem usiąść w kąciku i spokojnie poczekać, aż mi przejdzie chęć na zrobienie czegokolwiek. I tak też w końcu zrobiłem, bo to tylko męka była. Jedyne, co mi jakoś wychodziło, to precyzowanie myśli, ale jako, że nie ma do kogo giemby rozdziawić, nie na wiele mi to. A słowo pisane, nie było dzisiaj pisane, ino bazgrane. Poprawka za poprawką. Nawet del mi tak jakoś przejaśniało. Chyba przetarte z kurzu.
No i dobrze zrobiłem. Należało przeczekać, bo jak tylko wszedłem do domu, wszystko minęło. Już nieźle. Może nawet nie utnę sobie palca, więc czas do kuchni, coś pysznego zrobić. Czeka tam na mnie świeżo zrobiony słoik mozarelli z suszonymi pomidorami w oleju i z bazylią. Ostatnio w tym zasmakowałem i nie popuszczę. Mógłbym codziennie. Pasuje prawie do wszystkiego. Jeszcze tylko z bitą śmietaną nie próbowałem. Jak i kilku innych idiotyzmów.