Najnowsze wpisy, strona 35


bez
Autor: bunio
18 września 2007, 02:44

 

 

 

polatać bym chciał... na skrzydłach duszy.. czasem mi się to zdarza. Taka beztroska, kiedy wsłuchuję się tylko w to, co chcę. Kiedy nieważne stają się dążenia, pragnienia, furie i to, co gna.

Kiedy przypominam sobie to co najpiękniejsze. Pragnę tego co najmilsze. Pożądam - jak nigdy dotąd... I nie pamiętam o końcu i skutkach.

Jakby sam lot się liczył... Ta rzeczywistość, kiedy widzi się mnogość konstelacji... Przez czystość nieba ma się wrażenie, że jest się wewnątrz... nich.

Obraz na najlepszym monitorze... dźwięk w najlepszych słuchawkach... ale to wszystko kwestia wyobraźni...

Kiedy pustka ogarnia bezkresnym widmem barw... przebłyski tęczy... zorzy... protuberancji... rozświetlają zakamarki...

Nie słyszy się dźwięku, bo przecież w próżni dźwięk się nie rozchodzi...

 

 

 

bez
Autor: bunio
18 września 2007, 01:33

 

 

Nie wiem skąd się biorą obrazy. Przecież nie przez skojarzenie. Najbardziej co mi się wryło w pamięć z Holandii to plantacja królików. Byłem przyzwyczajony, że króle to gryzą siatkę i spierdalają jak się da najlepiej. A te grzecznie się pasły na środku ogrodzonego pola. Nie wiem... może durne? może pogodzone z losem? I tak z wyspy by nie zwiały. Kto im by bilety na prom sprzedał?

Ale tutaj chodzi o te obrazy... że tak człowiekowi czasem pyknie pod stropem...

I nie wiadomo skąd się to bierze. Jak gadałem ze znajomymi, to oni nie mają z tym problemu, a mnie się pojawia zaraz cała otoczka. Dlaczego w tej Holandii... co przed i co potem... Jak wracałem i jak przestawiałem namiot co 2 dni, żeby trawy właścicielowi nie katować. A wszystko to pojawia się w jednej chwili jak całe życie tuż przed śmiercią....

 

 

 

bez
Autor: bunio
18 września 2007, 00:51

 

 

Czasem tak się czuję, tak oczekuję, jakby ktoś miał zaraz przyjść i mnie objąć... przytulić... Tak odwlekam z minuty na minutę chwilę prawdy, bezwzględnej... że przecież nikt nie przyjdzie... że to moja kaleka wyobraźnia podsuwa mi fatamorgany. Kaleka, jednostronna, uwarunkowana, bezmyślna... wroga w godzinę rozczarowań...

kiedy zbliża się czas rozczarowania staram się sobie uzmysłowić, że to noc jest, sen jakiś... że to nie było prawdziwe, że to głowa nie całkiem sprawna, serce spragnione podsuwa te imaginacje...

Czas po nadejściu świadomości przypomina mi ssanie łapy przez misia... Taka kurewska beznadzieja...

 

 

 

bez
Autor: bunio
17 września 2007, 20:26

 

 

Tęsknię do dzieciństwa na wsi. Tam zawsze przez pierwsze dwa dni pościel była tak cudownie nowa. Pachnąca, lekka, trochę szorstka, pierzyna lekka i poduszka miękka. Ciotka co rano gotowała zupę i czochrała mi włosy nad talerzem, podziwiając, że tak wszystko gładko zmiatam. A ja nie miałem pretensji, że mi się łupież do zupy sypie. Wujek na dzień dobry poganiał z włożeniem butów, bo świniaki czekają na nakarmienie. Wybiegałem na drogę, żeby zobaczyć, czy dziadka widać jeszcze jak prowadzi krowy na pole. W samych majtach...

Nie widziałem ich cały rok, a już pierwszego dnia miałem wrażenie jakbym widział ich wczoraj. Budziłem się, kiedy już jasno było na dworzu. Nie dlatego, że długo spałem. Bywałem tam w lecie, kiedy słońce wcześnie wstawało...

Dlaczego akurat teraz?

Bo lato niedługo się skończy i te wspomnienia odłożą się do następnego roku. Znów przegapiłem ten rok. Mam przynajmniej te wspomnienia. Czasem myślę, że nawet gdybym...

Nieważne... chyba zawsze będą tak samo piękne.

 

 

 

bez
Autor: bunio
08 września 2007, 05:26

 

 

To wszystko tak, jakbym kamykom na dnie rzeki mówił, jak mają się poukładać... a przecież one od lat wiedzą, jak opierać się prądom najlepiej. Nie mam ochoty poprawiać świata. on sobie biegnie sam. Czasem po moich plecach, czasem po innych i nawet wywołuje to nieraz moje współczucie, bo nadal czuję jego stopy na skórze. I wiem, jak to jest. W sumie... to banał. Siedzenie w nocy i pieprzenie bzdur nieraz wydaje mi się większym banałem, niż smaczne spanie pod cieplutką kołderką. Ale chyba jestem na to skazany. Tak się czasem zastanawiam, kiedy mi przejdzie. Czy kiedy będę już stary? Czy może będzie jak z kotem, którego jak się wykastruje, to natychmiast przestaje ganiać za dziewczynami i jest to jakby synonim straconych marzeń.

Nieraz próbowałem sobie przetłumaczyć, że to, co mnie gna jest bez sensu. Pojawiają się tylko problemy, bo "normalne" życie nie trawi niczego, co nie jest standaryzowane. Znosi tylko normalność. Ale to jak walka z wiatrakami. Teraz siedzę, trzęsąc się z zimna, które mnie obudziło i zamiast okryć się szczelniej kołdrą, trzesę się, bo naszło mnie mówić o uczuciach i żalu. Gdybym powiedział o tym komuś, kto mnie zna w realnym życiu, ten popukałby się w głowę... I miałby rację... bo to bez sensu... ale przyjemne...

Przyjemne jest słuchanie ciszy. Patrzenie na północne gwiazdy... umawianie się na piwo z człowiekiem z tego samego miasta, co ona, chociaż wiem, że i tak nigdy tam nie pojadę, bo zbyt blisko. Samo myślenie o wszystkim, co ją przypomina, jest przyjemnne, choć wywołuje całkiem realnego kaca. Tylko czego mam się wstydzić? Może trzeba przestać ukrywać? Może wreszcie powiedzieć o lękach? I nadziejach? Trochę niespełnionych jakby.

To dziwnie brzmi.

Czasem mam ochotę przestać "pieprzyć" się z sobą samym... pozwolić sobie powiedzieć parę rzeczy... Nagadać sobie? Też. Uzmysłowić.

Zahamowania są tym, co ogranicza. Już nawet pomijając sens tych słow. Lęki, fobie, niepewności. Pewne sceny z pamięci, kiedy nie zrobiło się tak, jak powinno się zrobić... jakby sprzężenie zwrotne... znów lęk... poczucie, że ktoś się tam w kułak śmieje z tych moich lęków... z tego, czego nie zrobiłem. Niespełnionych oczekiwań.

A resztę wykasowałem...