15 grudnia 2006, 08:58
Ludzie przyzwyczajeni są do patrzenia na innych przez pryzmat siebie i oceniania według tego, co dla nich jest wygodniejsze. Parę osób ostatnio zbulwersowałem wytykając im to. Bo mnie to wkurza. Zwłaszcza, kiedy to ja jestem obiektem. Pewnie… to mój subiektywny pogląd. No. Ale jak ma nie wkurzać, skoro istnieję sobie ja – niewinny żuczek, a komuś sam fakt przeszkadza? Gdyby jeszcze powiedział, że przeszkadzam, bo ma gorszy dzień, albo w ogóle nieprzystosowany do życia z innymi ludźmi… To nie. Wymyśla jakieś powody, z których tylko się śmiać. Niepotrzebne wdaję się w dyskusje, bo zwykle ktoś, jak sobie założy, to nie zamierza słuchać czegoś, co nie jest zgodne z jego konstrukcją myślowo słowną. Kiedyś to olewałem dla świętego spokoju. Teraz nie umiem, albo nie uważam za stosowne być pochyłym drzewem. Bozia dała otwór gębowy, żeby odpysknąć. Ale to nie o to chodzi, żebym odpyskiwał, czy nie. Niech się nie przypieprzają do tego, co nie powinno interesować. Nie lubię, jak mi mówić, co mam robić inaczej, niż sobie wymyśliłem, jeżeli kogoś moje robienie nie dotyczy – tylko mnie. Najwyżej na błędzie się nauczę.
A o dobrych radach „życzliwych” to też kiedyś będę musiał parę złośliwości napisać…
Jakby co… dnia mi jeszcze nie spieprzyli.