Archiwum grudzień 2006, strona 2


Bez tytułu
Autor: bunio
25 grudnia 2006, 17:30

 

 

 

Jest coś takiego, jak odpowiedzialność, za czyny. Za słowa i takie inne pierdoły. Ma to mówić, że należy zastanawiać się nad tym co się wykonuje. Blog miał być moim pamiętnikiem. Miejscem, gdzie piszę szczerze i tak, jak myślę. Także wszystko.

Nie chciałbym "odpowiadać" za jego prowadzenie

 

 

 

Bez tytułu
Autor: bunio
25 grudnia 2006, 17:28

 

 

 

Na codzień żyje mi się relatywnie lekko, ale przychodzą dni, kiedy o takiej lekkości... marzę. Staje się tak... że nawet wspomnienia stają się marzeniami. Bo tak ciężko pamiętać o tym, co było jeszcze wczoraj, że to jakby... utopia. Pamięć nie pomaga. Przedzieram się jakby przez pokłady granitowych skał. Czując, jak każda komórka jest wytrącana z sieci ciała.

Powinienem znaleźć sobie psychiatrę...

 

 

 

Bez tytułu
Autor: bunio
25 grudnia 2006, 16:54

 

 

Większość tego, co ze mną związane i moimi sprawami rozpatruję w pojęciach winy. Nie potrafię po prostu zastanowić się nad czymś. Zawsze wydaje mi się, że nie zrobiłem czegoś po prostu, a jestem czemuś winien. No i... jeżeli staram się o czymś pomyśleć... wygląda to, jak wybielanie się. Zawsze "muszę" starać się coś wytłumaczyć. Nawet, jeżeli nie muszę, lub tłumaczę tylko sobie.

 

 

 

Bez tytułu
Autor: bunio
21 grudnia 2006, 01:30

 

 

 

Mam tekst: święta, święta i po świętach.

Są rzeczy, które człowiekowi mogą obrzydnąć, choćby nie wiem ile i jakie wartości posiadaly. Przez coś i z powodu czegoś. To czasem ciężkie do pojęcia, zwłaszcza, jeżeli ktoś lubi poddawać się nastrojowi chwili. Ja też czasem lubię i właśnie ta chwila do takich myśli mnie nastraja.

Czekam, aż będę mógł ten tekst wymruczeć pod nosem. Bo i po co mówić głośno. Nie to, żeby kogoś nie urazić. Po co ktoś ma się zastanawiać i psuć sobie nastrój.

Zawsze mam wrażenie, ze jest przy mnie. Nawet kiedy śpi. Może to przez pamięć, że rano zapyta... "co też wypisywałeś w nocy?" Pytanie rzucone lekkim, niby, tonem. Mówi, że ciekawi ją, co się we mnie działo. Zawsze chwilę się zastanawia, zanim je zada. Tylko po to, żeby sprawdzić, czy słusznie się domyślała. Wie, że nie skłamię, ani nie będę mieć ochoty zatajać. Ja także wiem, że stara się zrozumieć. To pytanie jest zadane, jakby miała obiekcje przed "wtrącaniem się". Oczywiście... Wie, że ma największe prawo do pytania, ale takie irracjonalne myśli są zawsze.

Kiedyś zastanawiałem się, jak by to wyglądało... pisanie bloga, wiedząc, że jest ktoś, kto mnie zna. Czy jako człowiek nie będę się wstydzić myśli i uczuć. Czy nie będę bać się narażenia na niezrozumienie, czy śmieszność. Czy nie będzie mi wstyd obnażając się.

Może nigdy nie wiedziałem, jak wygląda miłość.

Teraz nawet nie pamiętam o wcześniejszych obiekcjach. Piszę. Staram się powiedzieć, co czuję. Nie boję się, że czegoś nie zrozumie. Pozbywam się ludzkiego strachu. Nieraz ją wychwalałem.

Także za to. To takie normalne. Rano pyta mnie, czy dobrze zrozumiała, albo prosi o wyjaśnienia. Ja wiem. Moja linia głowy może wskazywać, że mam skłonności do depresji, czy innych dewiacji. Ale wiem, że uczucie do niej tkwi głębiej. Tutaj tego typu wróżby się nie sprawdzają. To uczucie po prostu jest i nie da się go usystematyzować pod kątem jakichś chec z głową. Nawet jeżeli je mam. Jest tak głęboko zaszyte...

Zawsze czekałem na to uczucie. Na takie, które najbliższe jest poczuciu zdefiniowania. To nie jest tak, że nagle pokochałem. Czekałem na tę miłość. I kiedy pojawiła się ona... Po prostu wiedziałem, że to ją zawsze kochałem. Niczego nie muszę uzasadniać. Wystarczy, że czuję.

To chyba jest opowiadanie o mojej miłości. Dlaczego nie. Ostatecznie do niej zawsze dążyłem. Uważałem ją za panaceum. Uniwersalne określenie wszystkich dążeń... A dzisiaj mam świadomość, że w kolejnej próbie wymyka się opisowi.

Zasnę.

Rano obudzę się z żalem, że znów zbyt kótko mi się śniła. Zbyt rzadko. Nadrobię to za dnia. Sypiam nie więcej niż pięć-sześć godzin na dobę. Pozostałe godziny, bez przerw jest przy mnie. Dlaczego mam żałować braku snów? Żal w końcu mija. Jeżeli pamiętam o tym przed zaśnięciem... zasypia mi się lekko i spokojnie.

Tak samo obudzę się rano i z powrotem zaczną się myśli.

Czasem są to jakieś dziwne wywody.

Czasem po prostu chciałbym powiedzieć tonem likwidującym wszelkie wątpliwości...

Kocham...

 

 

 

Bez tytułu
Autor: bunio
21 grudnia 2006, 00:12

 

 

Miewam czasem takie sny.Wszystko się rozpada. Wtedy mam wrażenie, że wreszcie rozumiem, co znaczy pustka. Potrafię sobie wyobrazić czerń doskonałą. Po prostu takie NIC. To takie proste słowo, a jak wiele potrafi znaczyć. NIC. Nie sposób powtarzając to słowo znaleźć w nim bezsens. Już kiedyś pisałem na blogu o powtarzaniiu słów. O tym, jak tracą - nabierają innego sensu.

Powtarzając to słowo zaczynam sobie wyobrażać, co znaczy nic.

Miewam jeszcze inne.

Widzę dookoła płaszczyznę. Brzmi to trochę, jak sprzeczność. Płaszczyzna dookoła... Kolor szary. Posiada fakturę. Jakby wklęśnięte ostrosłupy o podstawie kwadratu. Czasem zdarza się jakieś zakłócenie tej siatki. Niby jest na czym zatrzymać oko, ale wzrok jakby się ślizgał.

Odczucia?

Jakby klaustrofobiczne. Lęk wysokości? Coś, czego nie da się opanować. Przetłumaczyć sobie. Nawet nie pomaga świadomość, że mogę się obudzić. Zwykle w snach wiem, że to sen i mogę sie obudzić. Nie robię tego z jakiejś dziwnej chęci nie chodzenia na łatwiznę. Za kazdym razem usiłuję zmierzyć sie z takim snem i zawsze przegrywam. Budzę się dlatego, że zapominam oddychać i organizm sam się dopomina. Wytrąca mnie z tego snu, bo ja nie mam na to ochoty.

Ciało mądrzejsze od głowy?