Archiwum marzec 2007, strona 4


Bez tytułu
Autor: bunio
03 marca 2007, 22:55

 

 

O ukojeniu mam swoje zdanie. Nadchodzi, ale zawsze zbyt późno. To taki spóźnialski, którego zawsze się oczekuje, ale przy którym zawsze zdąży się zgłodnieć na proszonym obiedzie. W końcu się pojawia i można zrzucić na niego odpowiedzialność za wieczór. Ostatni przychodzący zamyka drzwi. Wyłącza światło. Sprawdza okna. Ja wtedy już zaczynam śnić. Odprężam się. Czuję się wolny, ulgę, jak w sobotni poranek. Wiem, że ktoś odbębni za mnie obowiązki.

Ja chcę tylko śnić. Znajduję w tym rozkosz do tego stopnia, że przekładam te sny na codzienność. Ubieram je w jej słowa i przytulam, jakby były codzienną prawdą.

Są. Więc je przytulam. Są radością. A reszta nieważna. I to jest ukojenie...

 

 

 

Bez tytułu
Autor: bunio
03 marca 2007, 22:37

 

 

Jakieś szaleństwo mnie ogarnia. Wiem doskonale, jak to się zaczyna. Od tego, że na niczym nie potrafię zatrzymać się dłużej. Na tym, że nic nie dostarcza zaspokojenia. To, że cokolwiek zacznę... wywołuje większy głód. Pojawia się mnóstwo myśli. Nie wiem, na którą mam się zdecydować. Zaczynam polegać na jakimś przypadku, który pomoże to szaleństwo przerwać.

Czekam.

Jak zbawienia czekam na jedno słowo. Nienawidzę takich dni. Coś zaczyna szczypać pod powiekami. Wszystkie szczegóły przestają się liczyć.

Gdyby nie świadomość, że mam ją...

 

 

 

Bez tytułu
Autor: bunio
03 marca 2007, 22:17

 

 

Wiem, że jeszcze nie umiem, ale chciałbym, żeby kiedyś słowa popłynęły same. Z głębi. Tak, żeby nie można było ich zatrzymać. Tak, żeby niemal bez mojej pomocy układały się w ten jedynie sensowny ciąg. Żebym mógł.... jak nie mogę. Żeby ograniczenia przestały istnieć. Moja skrytość umarła nagłą i z dawna upragnioną... Chciałbym się zapomnieć... Poczuć, że jestem bezpieczny na tyle, żeby zasnąć wpół kroku. Nie bać się miejsca w którym się przebudzę....

Chciałbym czuć jej ramiona na mojej szyi i jak teraz mi brak, tak wtedy czuć...

Kluczem jest wiedza, jak mi jej brak...

 

 

 

Bez tytułu
Autor: bunio
03 marca 2007, 21:39

 

 

Nie wytrzymuję już ze sobą. Na niczym dłużej mnie mogę się zatrzymać. Co chwilę wynajduję sobie nowe zajęcie. Mam nadzieję, że starczy na trochę dłużej... Do pierwszego zamyślenia... Potem już nie mam siły wrócić do tego, co robiłem. Zwyczajnie nie czuję, że mogę ruszyć ręką. Zapadam w jakieś odrętwienie. Kiedy już jestem blisko dna, jakoś dociera do świadomości fakt bliskiego upadku. Zmuszam się resztkami woli. Zaczynam odkurzać podłogę. W pewnej chwili nawet czuję radość. Z tego, że jednak tym razem udało się zmusić do czegoś pożytecznego. Za chwilę morale pada, jak mucha. Kolejny raz siadam do klawiatury. Kasuję wszystkie rozpoczęte, rozgrzebane kartki i chwytam nową...

To jest ta nowa. Kolejna nieudana próba. Jakiś zamulacz czasu, z którym nie wiem, co robić. Raz zbyt wolno płynie innym zbyt szybko przegapiam to, co najważniejsze. Powoli się rozkręcam wykonując mnóstwo zajmujących czas ruchów. Każda stracona sekunda przybliża mnie do chwili, kiedy będę mógł być z nią....

O czym to?

O tym, że nie mogę znaleźć sobie miejsca...

 

 

 

Bez tytułu
Autor: bunio
03 marca 2007, 20:05

 

 

Trochę przeglądałem papiery. Dostało im się... Po większości została kupka skrawków. Niepotrzebne. Już nigdy nie będą mi potrzebne te kartki na których pisałem o samotności. Bo już nigdy nie będę samotny. Zawsze będę mieć ją. Za każdym razem, kiedy widzę czyjś uśmiech ona staje mi przed oczami... Kiedy mam ją przed oczami... czuję, że w tym uśmiechu rozciągają się i moje usta. Nieraz nawet nie czuję potrzeby zasłaniania ich. Przecież już wszystko powiedziałem. Nie muszę zatrzymywać tego uśmiechu tylko dla siebie.