06 marca 2007, 09:21
Mój biedny, wymęczony tyłek... Każdy dzień zaczyna się od siedzenia przed komputerem i czekania na nią. Dlatego tyłek jest... mógłbym napisać "wysiedziany", ale mam wrażenie, że wtedy spaliłbym notkę. Pewnie... mógłbym chodzić, ale traciłbym wtedy monitor z oczu, a zwykle nie lubię przegapiać koperty. I tak czasem mi się zdarza. Mógłbym pewnie, chodzić z laptopem, ale pomimo, że te cudeńka teraz letkie, to biorąc pod uwagę, że niewygodnie się toto trzyma, a i czekam chwilę pewną... bolałyby ręce. Potem mogłbyby drżeć, przy robieniu śniadania mógłbym obciąć sobie palec i jak potem trzymałbym jej rękę? Nie byłoby tak przyjemnie, jak ze wszystkimi. Palcami. Tak więc czekam wiercąc się na krześle. Także z podniecenia. Przy okazji czytam trochę i przeglądam choćby, ale nie robię niczego zbyt absorbującego, bo wszystkie myśli i tak mam zajęte. Wiadomo kim. Nawet ta resztka głowy, która jest odpowiedzialna za czucie, na przykład przyjemności z zapachu kawy, czy herbaty, czy innych przyziemności - nie funkcjonuje, bo cały jestem miłością. I nie ma mnie dla niczego innego...
To tak na gorąco...