Archiwum luty 2007, strona 2


Bez tytułu
Autor: bunio
14 lutego 2007, 11:31

 

 

Czy to oznaka niezrównoważenia, że myśli, kóre chciałbym nazywać egzystencjalnymi (dla mnie, właściwie są, bo wiążą się z moim życiem na codzień nierozerwalnie na codzień - nie pomyłka) przeplatają się z marzeniami? To tak, jak z burzą. Jest chwila deszczu i chwila na zamknięcie oczu, kiedy akurat walnie. Czasem tak się uśmiech pojawia. Bym chciał tak inaczej. Czasem jedno wypływa z drugiego. Czasem kontynuacja jakiegoś wplecionego marzenia. Czasem na zasadzie kontrastu, że gdyby nie tak... byłoby inaczej. I tak samo dochodzi się do celu. Ciepły wiatr na twarzy. Liść wplątany we włosy. Kontrast nagrzanej zewnętrznej części barierki balkonu, z chłodem wewnętrznej. Przytłumiony dźwięk samochodu parę pięter niżej w niedzielnie leniwe popołudnie wiosny... Albo owady unoszące się nad wodą mojego ulubionego jeziorka w Łazienkach. Także na wiosnę. Ten szum w uszach, kiedy alejka jest pusta i przystaje się nagle, żeby dłużej tam być. Ból w szczękach, kiedy zbierają się łzy... Dlaczego? Bo wiadomo, że warto sobie pozwolić.

 

 

 

Bez tytułu
Autor: bunio
14 lutego 2007, 11:07

 

 

Czasem to uczucie falowania w głowie jest nie do opanowania. Podpieram brodę, żeby mieć wrażenie przynajmniej jakiegoś punktu podparcia. Nie wiem, czy to przez myśli tak szybko się przewijające, czy przez to, że nie nadążam z ich ponowną analizą. Przecież wszystko już tysiąc razy przemyślałem. Wychodzi na to, że tłumaczę sobie wciąż na nowo. W sensie powtarzania jak debilowi. Skłonność do szukania dziury w całym. Każda błaha sprawa to wywołuje. Przegryzam to od lewej. Potem od prawej. Jedyna zaleta to taka, że potem nie jestem zakoczony finałem. Czasem i sobie muszę coś wytłumaczyć. Gdybym jeszcze wiedział skąd się takie myśli biorą... pewnie bym się z kimś podzielił.

Może to skutek, że zawsze miałem poprzestawiany dzień z nocą. Niektórzy ludzie robią tak, że przed zaśnięciem sobie coś analizują. Ja zwykle wieczorem jestem tak zmęczony, że nie mam ochoty na to, tylko na coś miłego. Wtedy lubię sobie "popływać" w różowej wodzie. A takie zastanawianie się przychodzi o nieoczekiwanych porach dnia. Jak dzisiaj. Może to jakaś pamięć pokoleń. Taki objaw przed snem, bo zwykle zaraz nachodzi mnie ziewanie.

No jasne. Pominąłem tych, którzy zasypiają po przyłożeniu głowy do poduszki. Podobno i tak można. Czasem chciałbym.

 

 

 

Bez tytułu
Autor: bunio
14 lutego 2007, 10:51

 

 

Gdyby nie nastroje w które się czasem wpędzam, pewnie byłbym zimny i bezmyślny. Bo i po co za dużo myśleć. "Od myślenia to tylko głowa boli", jak ktoś miły powiedział. Ale tak poważnie... bo czasem to sobie żartujemy... Robiłbym tylko to, do czego jestem stworzony (o ile w ogóle jestem do czegoś stworzony), tak trochę jak automat, bo najlepsze są czynności, które niemal w nawyk wchodzą. Nie wiem, czy ktoś zastanawia się zbytnio nad wycieraniem nosa, bo juz tyle razy w zyciu się to robiło, że nie trzeba niepotrzebnie. Albo nad podnoszeniem łyżki z zupą do ust. To znaczy... uwaza się, żeby nie wylać, ale jak to się robi, czy jak się tę łyżkę trzyma, to juz zbędny wydatek mocy. I pewnie tak samo bym robił. Bo i po co zastanawiać się, nad uroda wieczora, kiedy w tym czasie można jakiegoś ogłupiacza obejrzeć, albo zrobić coś pożytecznego? (właśnie... jakby to nie było pożyteczne?). Rano wstawałbym wyspany, bo jakies durne gwiazdy by mnie nie nęciły. Przez niewyspanie nie miałbym złego humoru (na przykład przez to) i nie czepiałbym się ludzi. I potem nie miałbym pretensji do całego świata, a tylko do siebie.

Ale lubię. Lubię, jak mi coś zagra. Rano mieć pierwszą myśl, jako kontynuację wieczornej, nocnej. To przyćmiewa wrażenie piasku pod powiekami. Kolejne wspomnienie. Przeważnie miłe. Lubię kiedy coś przegoni mnie między chmurami. Potem cały dzien się o tym myśli... Więc może to nie takie złe, bo i tak nie zauważam sukinsyństwa świata. Kolejna z moich teorii... ? Wieczorem się zobaczy, czy prawdziwa.

 

 

 

Bez tytułu
Autor: bunio
14 lutego 2007, 10:39

 

 

Tak sprzed kilku dni...

Teraz mi się przypomniało, bo wtedy jakoś nie miałem ochoty pisać. Akurat noc. I to taka bardziej bezchmurna. Siedziałem w pokoju twarzą do okna i coś tam robiłem na komputerze. W chwili zastanawiania się spojrzałem przez okno i zobaczyłem jakieś światełko. Pomyślałem, że to samolot, bo czasem daleko je widuję, ale nie ruszało się. Aż podszedłem do okna i zobaczyłem gwiazdy. Właściwie to nic nowego, że w zimie, w czasie mrozu powietrze jest bardziej przejrzyste, ale nie pamiętałem o tym. W ogóle o wielu rzeczach zapominam. Natłok spraw, myśli. Co chwilę coś nowego się pojawia. Nie ma czasu na przypominanie sobie o najprostszych sprawach. Trochę te różne sprawy gniotą, więc i gwiazdy schodzą jakby na dalszy plan. Czasem pojawi się taka chwila, kiedy wszystko inne wyparowuje z głowy i wracają niektóre wspomnienia. Nawet te sprzed niedługiego czasu. Wszystko, co z nią związane. Znów robi się cieplej koło serca i pojawia się taki normalny, niczym nie zakłócony uśmiech. Wtedy właśnie najbardziej chciałbym, żeby była blisko. Właśnie w środku nocy. Czy nawet wieczorem, kiedy mgła, jak wczoraj. Nie tak, żeby trzeba było prowokować okoliczności, czy w jakiś przemyślny sposób je planować. Tak, żeby cały wysiłek przewidziany na to planowanie można było przeznaczyć... na przykład na uśmiech. No cóż... Na pewno mam sporo z romantyka. Nie lubię żadnego planowania w uczuciach. A poza tym... nie lubię byc bez niej. Także w dzień...

 

 

 

Bez tytułu
Autor: bunio
14 lutego 2007, 02:42

 

Mnie to zawsze śmieszy, że tak powiem, do rozpuku, jak ktoś próbuje rozebrać moją pisaninę na jakies sensowne składniki. Bo tylko jedna osoba na pewno wie, a i tak czasem pyta. Może jeszcze ktoś się domyśla, że to wszystko to skróty myślowe są. Gdyby ktoś nie zrozumiał - to jakby komuś czytać co któreś zdanie z książki. Może się ktoś mądry i oczytany zorientuje, a tylko ten wiedzieć będzie, który te zdania wybiera. Tym razem było bez skrótu, jako, że to odzew do ludu jest ciężko pracującego i nie mającego czasu na cokolwiek prócz pisania, jak i co podleci. I gdyby ktoś nie wiedział, przejmuję się, czy nie - byłem teraz złośliwy.