Archiwum 14 lutego 2007


Bez tytułu
Autor: bunio
14 lutego 2007, 12:24

 

 

A tak inaczej... nie wiem, jak to jest, że kilka słów... takich normalnych powoduje, że wracam do jakiejś rzeczywistości? Chociaż... właściwie... mogę to sobie wykoncypować. Bo to nie o słowa chodzi, a o ich pojawienie się. Normalność. Od kiedy pamiętam potrafiła do mnie dotrzeć. Czasem przez potrząśniecie tak, że zacząłem się zastanawiać. Zwykle przez "dotyk"... tak, żebym wiedział, że jest. Czasem mam pretensje, bo obejmuje właśnie wtedy, kiedy chciałbym coś wyrzucić i zapomnieć. Ale zwykle cichnę i tamto jakby przestawało się liczyć. Ona wie, że boli. Każdy dzień bez niej, jak ból zęba. Ćmi i nie wiadomo, jak sobie z nim poradzić. Czasem muszę go po prostu opowiedzieć. Gdyby jej spokój działał na mnie każdego dnia... byłbym cichutki i szczęśliwy. Cieszyłbym się z każdego promienia słońca, choćby nawet był odbiciem w blaszanym guziku... Ze wszystkiego, co umiem robić dobrze, bo widziałbym to w jej uśmiechu...

Jak mówić o miłości?

 

 

 

Bez tytułu
Autor: bunio
14 lutego 2007, 11:51

 

 

Zamknąłbym się w małej, ciemnej komórce. Przytulnej i bezpiecznej. Na tyle małej i ciemnej, żeby wstręt przed zaplątaniem się w pajęczyny kazał mi siedzieć cicho i bez ruchu. Byłoby przytulnie i bezpiecznie. Przez szpary w drzwiach wpadałoby na tyle ostre światło, żeby nie powodować atawistycznego strachu przed ciemnością, a wręcz potęgować spokój jaki się czuje widząc tańczące drobinki kurzu w tym świetle. Nie oddychałbym. Nie szeleścił papierkami cukierków. Oparłbym brodę na dłoniach i marzył, żeby znaleźli sobie kogoś innego do bicia...

 

 

 

Bez tytułu
Autor: bunio
14 lutego 2007, 11:41

 

 

Czasem lepiej mnie zostawić w taki dzień. Sam siebie bym zostawił, a jednocześnie bardziej potrzebuję jakiegoś, przynajmniej, słowa. Wiem, że mi odbija. Gromadzi się to wszystko tygodniami i tylko czeka na chwilę, żeby ujść. Powstrzymywanie się przed odruchami świadczy o człowieczeństwie? Nie jestem dobrym człowiekiem nie powstrzymuję się przed odruchami. Na pewno nie przed takimi. To jakby czas oczyszczenia. Nieraz się wstydzę, czasem czuje ulgę. Najczęściej chciałbym, żeby mnie ktoś przytulił. Delikatny facet jestem. Wrażliwy na przytulenie. Wtedy słyszę ten szum w uszach, jak zawsze, kiedy żywiej krew krążyła... Mam pretensje do siebie o takie dni. Wiem, że się boję i dlatego bliscy mnie nie czują. Mam jakichś bliskich?

 

 

 

Bez tytułu
Autor: bunio
14 lutego 2007, 11:31

 

 

Czy to oznaka niezrównoważenia, że myśli, kóre chciałbym nazywać egzystencjalnymi (dla mnie, właściwie są, bo wiążą się z moim życiem na codzień nierozerwalnie na codzień - nie pomyłka) przeplatają się z marzeniami? To tak, jak z burzą. Jest chwila deszczu i chwila na zamknięcie oczu, kiedy akurat walnie. Czasem tak się uśmiech pojawia. Bym chciał tak inaczej. Czasem jedno wypływa z drugiego. Czasem kontynuacja jakiegoś wplecionego marzenia. Czasem na zasadzie kontrastu, że gdyby nie tak... byłoby inaczej. I tak samo dochodzi się do celu. Ciepły wiatr na twarzy. Liść wplątany we włosy. Kontrast nagrzanej zewnętrznej części barierki balkonu, z chłodem wewnętrznej. Przytłumiony dźwięk samochodu parę pięter niżej w niedzielnie leniwe popołudnie wiosny... Albo owady unoszące się nad wodą mojego ulubionego jeziorka w Łazienkach. Także na wiosnę. Ten szum w uszach, kiedy alejka jest pusta i przystaje się nagle, żeby dłużej tam być. Ból w szczękach, kiedy zbierają się łzy... Dlaczego? Bo wiadomo, że warto sobie pozwolić.

 

 

 

Bez tytułu
Autor: bunio
14 lutego 2007, 11:07

 

 

Czasem to uczucie falowania w głowie jest nie do opanowania. Podpieram brodę, żeby mieć wrażenie przynajmniej jakiegoś punktu podparcia. Nie wiem, czy to przez myśli tak szybko się przewijające, czy przez to, że nie nadążam z ich ponowną analizą. Przecież wszystko już tysiąc razy przemyślałem. Wychodzi na to, że tłumaczę sobie wciąż na nowo. W sensie powtarzania jak debilowi. Skłonność do szukania dziury w całym. Każda błaha sprawa to wywołuje. Przegryzam to od lewej. Potem od prawej. Jedyna zaleta to taka, że potem nie jestem zakoczony finałem. Czasem i sobie muszę coś wytłumaczyć. Gdybym jeszcze wiedział skąd się takie myśli biorą... pewnie bym się z kimś podzielił.

Może to skutek, że zawsze miałem poprzestawiany dzień z nocą. Niektórzy ludzie robią tak, że przed zaśnięciem sobie coś analizują. Ja zwykle wieczorem jestem tak zmęczony, że nie mam ochoty na to, tylko na coś miłego. Wtedy lubię sobie "popływać" w różowej wodzie. A takie zastanawianie się przychodzi o nieoczekiwanych porach dnia. Jak dzisiaj. Może to jakaś pamięć pokoleń. Taki objaw przed snem, bo zwykle zaraz nachodzi mnie ziewanie.

No jasne. Pominąłem tych, którzy zasypiają po przyłożeniu głowy do poduszki. Podobno i tak można. Czasem chciałbym.