Bez tytułu
14 lutego 2007, 10:51
Gdyby nie nastroje w które się czasem wpędzam, pewnie byłbym zimny i bezmyślny. Bo i po co za dużo myśleć. "Od myślenia to tylko głowa boli", jak ktoś miły powiedział. Ale tak poważnie... bo czasem to sobie żartujemy... Robiłbym tylko to, do czego jestem stworzony (o ile w ogóle jestem do czegoś stworzony), tak trochę jak automat, bo najlepsze są czynności, które niemal w nawyk wchodzą. Nie wiem, czy ktoś zastanawia się zbytnio nad wycieraniem nosa, bo juz tyle razy w zyciu się to robiło, że nie trzeba niepotrzebnie. Albo nad podnoszeniem łyżki z zupą do ust. To znaczy... uwaza się, żeby nie wylać, ale jak to się robi, czy jak się tę łyżkę trzyma, to juz zbędny wydatek mocy. I pewnie tak samo bym robił. Bo i po co zastanawiać się, nad uroda wieczora, kiedy w tym czasie można jakiegoś ogłupiacza obejrzeć, albo zrobić coś pożytecznego? (właśnie... jakby to nie było pożyteczne?). Rano wstawałbym wyspany, bo jakies durne gwiazdy by mnie nie nęciły. Przez niewyspanie nie miałbym złego humoru (na przykład przez to) i nie czepiałbym się ludzi. I potem nie miałbym pretensji do całego świata, a tylko do siebie.
Ale lubię. Lubię, jak mi coś zagra. Rano mieć pierwszą myśl, jako kontynuację wieczornej, nocnej. To przyćmiewa wrażenie piasku pod powiekami. Kolejne wspomnienie. Przeważnie miłe. Lubię kiedy coś przegoni mnie między chmurami. Potem cały dzien się o tym myśli... Więc może to nie takie złe, bo i tak nie zauważam sukinsyństwa świata. Kolejna z moich teorii... ? Wieczorem się zobaczy, czy prawdziwa.
Dodaj komentarz