Archiwum marzec 2008, strona 4


bez
Autor: bunio
20 marca 2008, 18:59

 

 

 

Pasje pomagają. Pasje są ok. Pomagają. Gdyby nie pasje, to by człowiek w degrengoladę popadł. One podtrzymują zainteresowanie tym światem. Ciekawość, którą się w nim stale znajduje...

Bez pasji byłbym nikim.

Taką łupinką wyrzuconą po pistacji na śmietnik... za twardą, żeby rozpaść się w jeden sezon, za miękką, żeby ostać się butowi przypadkowego przechodnia...

może to i moje złudzenie, ale zdecydowanie miłe.

od dzisiaj będę bardziej przypatrywać się chrzęstowi łupinek... pod butem.

 

 

 

.
Autor: bunio
10 marca 2008, 16:17

 

 

 

chyba nikt nie chciałby wiedzieć, co mi się dzisiaj w głowie lęgnie. Tak mi się wydaje. To właściwie fajne może być. Jeżeli wyjdzie.

 

 

 

bez
Autor: bunio
04 marca 2008, 19:39

 

 

 

Kuuurde... ale bym chciał... Żeby wreszcie ktoś mnie pod but wziął. Pokazał sens, jakiś cel. Nawet nie musiałby pokazywać. Żeby się tylko do mnie uśmiechnął. Fajnie by było. Tylko nie złota klatka - o nie. Tylko tak, żebym mógł odpuscić ulubionej nocy z nosem w oknie, a rano jeszcze bardziej nie chciał wygrzebać się z pościeli. I tak, żeby przylgnąć wieczorem... I gładzić włosy, kiedy położy głowę na kolanach. No i troszczyć się i odgadywać I zapomnieć o ego też by się mi chciało...

Cóż. Jeszcze przyjdzie poczekać.

 

 

 

bez
Autor: bunio
04 marca 2008, 19:21

 

 

 

 

Mam taki azyl. 5 na 4 ma. W środku kilkanaście centymetrów zbliżonych do kuli. W nim mogę się zawsze bezpiecznie schować. Zamknąć dwoje drzwi. Jedne na balkon, drugie... na inne wyjście. Czasem rzucam rzeczy na środek podłogi, żeby poczuć, że jestem wolny. Mogą leżeć tam godzinami, dniami... aż zechce mi się je, w przypływie energii posprzątać. Posprzątać? Zabrać je stamtąd, zmienić miejsce położenia. Nie uważam, że robię bałagan. To kwestia relacji. Czasem uważam, że tam po prostu jest ich miejsce. Jak parę wspomnnień porozrzucanych bałaganiarsko po pamięci.

Składam je nieraz. Wtedy jest pięknie. Nie przez to, co było, a przez gto, co mogłoby się kiedyś wydarzyć, gdybym spotkał tę jedyną, która zechciałaby... żebym pokazał Jej co sam kiedyś widziałem. Pięknego.

 

 

 

 

bez
Autor: bunio
04 marca 2008, 19:04

 

 

 

 

Czasem tak nagle się kończy. Cały dzień tryskam humorem, optymizmem. Aż przychodzi jedna myśl, która to wszystko tnie przy samej ziemi. Zwykle to ta jedyna, trafna i niemożliwa do odparcia myśl. Ta mająca rację i siłę przekonywania. Lub osłabiania. Morale.

Zwykle ma coś wspólnego z sensem, beznadzieją, czy innym brakiem perspektyw. Także z czasem, jego upływem, tykaniem zegara. Skojarzeń jest mnóstwo.

Ale przyczyna jest jedna. Do dupy jestem. Nic nie potrafię. Nie mam zalet, które kogoś pozbawiłyby zdrowego rozsądku na dłużej, niż chwilę. Nie potrafię nikogo rozkochać w sobie, a nawet, jeżeli sprawia takie wrażenie, to jest ono mylne i tylko z powodu rozkojarzenia.

Nie pociesza mnie ludowa mądrość, że ludzie, którzy nie kochają, są bardzo smutni. Kochałem całe życie i co z tego. Może się akurat do tego przyzwyczaiłem, ale w końcu potrzebuję wzajemności. Co z tego, że kocham. Nie ma to nic wspólnego z napędzającą białe kołnierzyki satysfakcją.

Chciałbym wreszcie poczuć tę moją miłość. Na zasadzie reakcji. Chciałbym zobaczyć jej siłę w innych. Co im daje. Kochać, aby kochać, to dla mnie już nie ma sensu. Staje się sztuką dla sztuki. Co z tego. Ja wiem, ale tę wiedzę zabiorę. Po co ona, skoro nikomu nic nie daje.

Idę się myć. Nie ma sensu siedzenie do późna w nocy. Ostatnio przyjemniejszym jest zanurzyć się w miękkiej pościeli, niż umartwianie się na siłę, tylko po to, żeby rano śmiać się z siebie - nie wiadomo, czy nie z zażenowania.