Archiwum 04 marca 2008


bez
Autor: bunio
04 marca 2008, 19:39

 

 

 

Kuuurde... ale bym chciał... Żeby wreszcie ktoś mnie pod but wziął. Pokazał sens, jakiś cel. Nawet nie musiałby pokazywać. Żeby się tylko do mnie uśmiechnął. Fajnie by było. Tylko nie złota klatka - o nie. Tylko tak, żebym mógł odpuscić ulubionej nocy z nosem w oknie, a rano jeszcze bardziej nie chciał wygrzebać się z pościeli. I tak, żeby przylgnąć wieczorem... I gładzić włosy, kiedy położy głowę na kolanach. No i troszczyć się i odgadywać I zapomnieć o ego też by się mi chciało...

Cóż. Jeszcze przyjdzie poczekać.

 

 

 

bez
Autor: bunio
04 marca 2008, 19:21

 

 

 

 

Mam taki azyl. 5 na 4 ma. W środku kilkanaście centymetrów zbliżonych do kuli. W nim mogę się zawsze bezpiecznie schować. Zamknąć dwoje drzwi. Jedne na balkon, drugie... na inne wyjście. Czasem rzucam rzeczy na środek podłogi, żeby poczuć, że jestem wolny. Mogą leżeć tam godzinami, dniami... aż zechce mi się je, w przypływie energii posprzątać. Posprzątać? Zabrać je stamtąd, zmienić miejsce położenia. Nie uważam, że robię bałagan. To kwestia relacji. Czasem uważam, że tam po prostu jest ich miejsce. Jak parę wspomnnień porozrzucanych bałaganiarsko po pamięci.

Składam je nieraz. Wtedy jest pięknie. Nie przez to, co było, a przez gto, co mogłoby się kiedyś wydarzyć, gdybym spotkał tę jedyną, która zechciałaby... żebym pokazał Jej co sam kiedyś widziałem. Pięknego.

 

 

 

 

bez
Autor: bunio
04 marca 2008, 19:04

 

 

 

 

Czasem tak nagle się kończy. Cały dzień tryskam humorem, optymizmem. Aż przychodzi jedna myśl, która to wszystko tnie przy samej ziemi. Zwykle to ta jedyna, trafna i niemożliwa do odparcia myśl. Ta mająca rację i siłę przekonywania. Lub osłabiania. Morale.

Zwykle ma coś wspólnego z sensem, beznadzieją, czy innym brakiem perspektyw. Także z czasem, jego upływem, tykaniem zegara. Skojarzeń jest mnóstwo.

Ale przyczyna jest jedna. Do dupy jestem. Nic nie potrafię. Nie mam zalet, które kogoś pozbawiłyby zdrowego rozsądku na dłużej, niż chwilę. Nie potrafię nikogo rozkochać w sobie, a nawet, jeżeli sprawia takie wrażenie, to jest ono mylne i tylko z powodu rozkojarzenia.

Nie pociesza mnie ludowa mądrość, że ludzie, którzy nie kochają, są bardzo smutni. Kochałem całe życie i co z tego. Może się akurat do tego przyzwyczaiłem, ale w końcu potrzebuję wzajemności. Co z tego, że kocham. Nie ma to nic wspólnego z napędzającą białe kołnierzyki satysfakcją.

Chciałbym wreszcie poczuć tę moją miłość. Na zasadzie reakcji. Chciałbym zobaczyć jej siłę w innych. Co im daje. Kochać, aby kochać, to dla mnie już nie ma sensu. Staje się sztuką dla sztuki. Co z tego. Ja wiem, ale tę wiedzę zabiorę. Po co ona, skoro nikomu nic nie daje.

Idę się myć. Nie ma sensu siedzenie do późna w nocy. Ostatnio przyjemniejszym jest zanurzyć się w miękkiej pościeli, niż umartwianie się na siłę, tylko po to, żeby rano śmiać się z siebie - nie wiadomo, czy nie z zażenowania.

 

 

 

 

bez
Autor: bunio
04 marca 2008, 16:37

 

 

 

Zupełnie nie wiem, na czym to polega.

Niektóre dni są okropne. Jakieś takie wredne, wariackie, rozpieprzone i podminowane. Gubię się w nich i zupełnie nie mam sposobu. A czasem jest tak jakoś inaczej. I słońce świeci, wszystko się udaje. Każde słowo jest tym, które akurat powinno zostać powiedziane. Linie w kratkach są płynne i harmonijne. Tchną spokojem. Lajt motivem jest uśmiech i spokój. Odpowiedzi są łagodne... Tak, ja wiem. Każdej akcji towarzyszy reakcja. Może to są reakcje na moje zachowanie, bo wiem, że to ja bywam wariat w kontaktach z ludźmi. Często sam nie wiem, co mnie ugryzie. Porąbane mam reakcje. Staram się nad tym pracować, ale nie zawsze jeszcze wychodzi.

Najważniejsze, że po takich dniach zostaje cudowne wrażenie. Jakiejś lekkości. Nie da się tego sprecyzować. Jest po prostu przyjemnie, choć to dosyć małe słowo. Ale nie egzaltowane. ufff - zawsze jestem sobą.