Archiwum październik 2006, strona 1


Bez tytułu
Autor: bunio
26 października 2006, 16:40

 

 

 

Śmiało mogę powiedzieć, że takiej dziewczyny jeszcze nie spotkałem.

Wymarzona, wyśniona.

Nie wiem, czy dobrze, że to widzi. Mam nadzieję, że się nie „rozpuści” z tego powodu. Jak jasność, to jasność. Zna te moje wybuchy euforii. Wie, że przeważnie są uzasadnione. Bo jak się nie cieszyć? Co będę ukrywać. Niech wie. Czasem potrafię o tym powiedzieć. Częściej jest tak, że mówię o …

Samo wyliczanie jednoznacznymi określeniami zajęłoby trochę miejsca. Jaka jest. Gdybym jeszcze dołożył rozwinięcia, przykłady, zdanie ludzi… Obawiam się, że ugięła by się pod świadomością, jaka odpowiedzialność na niej spoczywa. Może wystarczy, że ja wiem, kim jest dla ludzi.

Bo kim dla mnie… to chyba nie ciężar. Wręcz przeciwnie…

Wspaniałe jest to, jak się otwiera. Przypominam sobie, jak wyciągałem ją na zwierzenia., Kiedy pierwszy raz powiedziała mi dokładnie o swojej sytuacji, która do najłatwiejszych nie należy. W jaki sposób pokonujemy każdą granicę, odcinek specjalny… A potem zapomina się, że kiedyś, coś było trudne. Coś zamykało, niepewnością, usta. I tylko łatwiej jest i łatwiej…

Ostatecznie jesteśmy dorosłymi ludźmi. Widzimy, co w nas się dzieje i potrafimy wyciągać wnioski.

Pęka strach, jak bańka mydlana.

Noc, już mnie nie przeraża. Pewny jestem każdej myśli. Co kiedyś wydawało się nie do przeskoczenia, dzisiaj wydaje się dziecinnie łatwe. Mówię o sobie, bo wiem, że jedynym skutkiem będzie to, co sobie wyśniłem….

Wręcz błękit nieba w środku księżycowej nocy…

Spowolnione ruchy kochanków. Kiedy dłoń, wraz z dotknięciem, niepewnie, ucieka. Udaje przemyślane ruchy, czekając na okazję. Przymknięcie powiek, będące niemym przyzwoleniem. Jej policzek, tak gładki… Usta rozszerzające się w uśmiechu. Opuszki palców przemykające się szyją ku ramionom. Krótki spazm ciała, kiedy dotykam załamania przy zetknięciu szyi z obojczykiem. Delikatnie uspokajam to miejsce oddechem. Daję wyobrażenie, jakby moje usta zaraz miały przylgnąć. Prawie czuję, jak jej ramiona zataczają łuk za moimi plecami, żeby nagle przylgnąć do nich uściskiem, który zapiera mi dech. Irracjonalnie, bo przecież myśl o jej delikatności jest pierwszą, którą dokładnie opisałem. Sobie. Miękkość dłoni, które czuję każdą komórką… Każde załamanie skóry na jej rękach….

Drżenie powiek…

Czuję, jak ciągnie mnie do siebie. Temu nie mogę się oprzeć, bo to jest pierwsze, co w niej zauważyłem. To magnetyczne dążenie. Sygnały mówiące… kochany mój…

Obudźże się wreszcie.

To już lata… Lata, kiedy próbowałem ją przytulić… sprawiałem takie wrażenie, a jednak stale się broniłem.

„ta miłość to dziwna jest, sama wie w którą stronę ma iść”

Spotkaliśmy się wreszcie. I poczułem te dłonie przyciskające mnie do siebie.

Jakie to proste…

Wystarczyło uzmysłowić sobie. O ironio…! Dzięki małemu nieporozumieniu. Dzięki temu, że odczułem, jak wypala mi skórę kilka słów, którymi ją zraniłem.

Powinienem nazwać to historią miłości. Tyle samo bólu, co szczęścia. Dzięki bólowi jesteśmy bardziej ze sobą. Jesteśmy bardziej szczęśliwi, bo chwile w których się przepraszamy są, jakby, kamieniami milowymi. Dzięki nim poznajemy nasze reakcje na siebie. Jak siebie pragniemy, kiedy nie jesteśmy blisko. Jak ten ból zbliża… Przerodził się kiedyś w miłość. Teraz powoduje, że tak samo go nienawidzę, co jestem mu wdzięczny. Choć go nienawidzę, nie potrafię trzymać urazy, bo dzięki niemu poznałem to, co najważniejsze.

Dwa słowa, które dzisiaj wydają mi się zbyt proste. Od pewnego czasu wiem, że wypowiadając, nie określam… Raczej zubażam.

Jak, mówiąc… Kocham Cię… w jednej sekundzie… bo tyle trzeba do powiedzenia tych słów, mam wyrazić każdą sekundę dnia? Tęsknotę i pożądanie, pragnienie, radość, wdzięczność. Jak opisać blask dnia? Dwoma słowami wzrost komórki, która ma stać się życiem?

To niemożliwe.

Niemożliwe jest wyrażenie wszystkich, do niej, uczuć. To jakby pisanie historii, dzień po dniu. Nie mogę tego robić, bo w ciągu dnia każda myśl jest zajęta nią.

 

 

 

 

 

Bez tytułu
Autor: bunio
26 października 2006, 14:58

 

 

 

A dzisiaj od rana? Ile tematów poruszyliśmy w tak krótkim czasie… Ile było uczucia w rozmowach. Półsłówek dających do zrozumienia. Tak, jakby każdy temat ozdobiony był dotykiem, pieszczotą. Uwielbiam tę lekkość. W każdym zdaniu się uśmiecha. Odrobinę przekomarzania, czasem powaga. Radosna. Niemal pląsa po pokoju.

Pytanie od drzwi…

„będziesz tęsknić za mną?”

Wybuch śmiechu, który słyszałem jeszcze, kiedy już była na korytarzu.

 

 

 

 

Bez tytułu
Autor: bunio
26 października 2006, 14:25

 

 

 

Bardzo źle się czuję, kiedy jest nieszczęśliwa. Nieważne, kto „nabroił”. Tak samo źle. Wiem, jak jest jej ciężko. Trochę jeszcze zachowuję się jak smarkacz. Zbyt łatwo mnie urazić. Przesadzam, bo przecież wiedziałem dlaczego tak mówi. Zdawałem sobie sprawę z sytuacji. Co i jak wygląda. To już teraz nie jest ważne. Stało się i należy się cieszyć, że nie było na tyle poważne, żeby się nie „od stać”. Cały czas się uczę. Także świadomość, jak się czuję po czymś takim… To także jest nauka.

„Nigdy więcej dnia bez twojego dzień dobry”

Czyż to nie wspaniałe? Potrafi powiedzieć, co ją gryzie, i co potrzebne do szczęścia. Powinienem starać się to wykorzystać, a nie robić jakieś… „ale”.

A kiedy już napięcie opadnie?  Tego nie potrafię opowiedzieć, jaką radość czuję. Nie potrafię opowiedzieć jej uśmiechu. Czuję, jak każdy jej gest mówi o chęci przytulenia się. Przychodzi i pokazuje mi zapłakane oczy. Nie skarży się. Prosi tylko o chustkę. Nieśmiało, jakby się wstydziła. Nie musi nawet przepraszać. Mówić, że kocha, bo przecież ja to wszystko wiem. Nie bardzo potrafię opowiedzieć, jaka wtedy jest. Takie małe dziecko, które dostało po uszach za to, czego nie mogło wiedzieć. Miał ktoś w rękach kociaka syberyjskiego? On jest szczególnie delikatny. Taki kłębek puchu. Maluchy są szczególnie wrażliwe. Wymagają opieki. Muszę o tym pamiętać. Czułem, jak garnie się do mnie. Stała i patrzyła niepewna, jak wielka jest moja złość, czy jej nie odtrącę. Ja w tym czasie zastanawiałem się niepotrzebnie.

A przecież kiedy przypomnę sobie jej westchnienie ulgi, kiedy objąłem…  Jeszcze krótki szloch przypominający o mijającym bólu. To wystarczy, żeby poczuć się jak w niebie. Żeby przypomnieć sobie w każdej chwili, jak z nią jest pięknie.

 

 

 

 

Bez tytułu
Autor: bunio
25 października 2006, 14:51

 

 

 

Ciekawe stany u siebie obserwuję. Nie widziałem tego od lat. Najgorsze, że nie mam nawet z kim o tym pogadać. Więc zostaje blog. Najwyżej nie będę zaglądać do komentarzy, żeby się nie denerwować. O zimie dzisiaj pomyślałem. Mogłaby przyjść i wymrozić wszystko w diabły. Jakieś chęci destrukcji mnie na chwilę naszły, chociaż właściwie to nawet palcami nie chce mi się ruszać. Tak się trochę zmuszam do tej klawiatury, ale lepsze to, niż patrzenie w sufit. Może coś przyjdzie do głowy.

Nie chce mi się myśleć o przyczynach. To za bardzo skomplikowane. Zawsze, gdzie dwoje ludzi tam przyczyn jest wiele. Prawda w środku.

W gruncie rzeczy to jestem bardzo spokojny, chociaż bardziej przypomina to zrezygnowanie. Nie da się niczego przyspieszyć. Trzeba zbierać siły, bo rozstrzygnięcia dopiero nadejdą. Jeszcze nie dzisiaj.

Dzisiaj nie nadaję się do rozmów z ludźmi. Męczy mnie każde słowo. Ich i moje. Dobrze, że to dopiero ma się zacząć. Gdyby miało nastąpić dzisiaj, czuję, że poległbym z kretesem.

Widzę, jak za oknem kładą się drzewa. Jak zwykle przesadziłem z opisem. Tylko gałęzie czasem po wariacku tańczą w podmuchach. Lubię wiatr, ale dzisiaj tylko go zauważam. Swoją drogą to kreślą ciekawe wzory mokrymi liśćmi na szybach.

Może najwłaściwszym określeniem tego, co się dzisiaj dzieje byłoby to, że nie można podrapać swędzącego miejsca. Był kiedyś taki film z kaczorem Donaldem i kapiącym kranem w roli głównej. Jest podobnie. Od wczoraj narasta. Była chwila przerwy na krótki sen. A od rana, w ciągu tych kilku godzin, mam wrażenie, jakbym miał związane ręce w nadgarstkach. Niemal mam ochotę wyrwać sobie jedną ze stawu, żeby podrapać to, co swędzi.

Nie bardzo wiem, czy mam ochotę i czy powinienem mówić, ale tyle mówiłem, że kilka słów w tę, czy inną stronę nie robi już różnicy. Jeszcze kilka teraz i kilka za jakiś czas. Może wieczorem. Może jutro. Ale i tak najważniejsze będzie to, co właśnie, od kilku dni się dzieje. To pokaże, co warte było całe to moje gadanie.

Gdybym był paranoikiem pomyślałbym o jakimś spisku. Wszystko się psuje. Urządzenia. A niech idą w cholerę. Mój komputer działa dobrze. I to wystarczy.

I już mi się nie chce.

 

 

 

Bez tytułu
Autor: bunio
24 października 2006, 01:03

 

 

 

Mam zawsze przygotowane życzenie. Zawsze, kiedy widzę spadającą gwiazdę staram się zdążyć. Zwykle tak krótko lecą...

Dzisiaj znów jedną widziałem. Była duża. A w moim mieście raczej wcale ich nie widuję.

Ta także krótko leciała, ale teraz i życzenie było krótsze.

Pomyślałem imię.