Archiwum 26 marca 2008


.
Autor: bunio
26 marca 2008, 18:20

 

 

 

Najprzyjemniej wspominam nie te chwile, kiedy byłem zakochany, zauroczony, coś w tym rodzaju, czy w ogóle z kimś z jakichś powodów. Nie. Nie te. Najprzyjemniej te, kiedy byłem sam, kiedy nic się nie działo. Kiedy dni były powtarzalne i miałem gwarancję, że nic w najbliższym czasie nie wywoła cierpienia. To coś w rodzaju strachu. Przed ludźmi, sytuacjami.... Od dawna wiem, że nie sprawdzam się na dłuższą metę. Z takich, czy innych względów. Pracuję nad tym, ale nie wiem, czy starczy mi czasu. Nieraz wydawało mi się, że umiem kochać, a jednak w końcu okazywało się, że nie. Nigdy nie lubiłem związków opartych na tymczasowości, cielesności, pieprzeniu się na materacu w kącie, ale chyba coś mi umknęło. Może powinienem przez to przejść dobitnie i w całej rozciągłości, żeby wreszcie móc znaleźć różnicę między takimi związkami, a tymi opartymi na uczuciach... Wiem, jaką radość daje głowa leżąca na moich kolanach. Jej dłoń szukająca czegoś w moich włosach. Wiem, co czuję gładząc czyjeś włosy. Wiem co kładąc dłoń na jej brzuchu... Ale nigdy nie udało mi się połączyć tej fizyczności z uczuciami. Te, które były kochankami pamiętają tylko moją ciepłą dłoń. Te, które darzyłem uczuciami... palce na ustach... nie pozwalające mówić wszystkiego do końca. Może przekombinowałem?

Najprzyjemniej wspominam przeplatające się tęcze. Gdzieś na jeziorze. Zielony promień słońca w górach pewnego poranka. Wszystko to, czego nie da się udowodnić, a tylko spróbować uwierzyć moim opisom. Może przynajmniej podziałam na wyobraźnię... na nic innego mnie nie stać.

 

 

 

.
Autor: bunio
26 marca 2008, 17:56

 

 

 

Znów się zamykam. Znów mam na to ochotę. Właściwie to niezdrowe jest, kiedy nie mam na to chęci. Niezdrowo jest, kiedy nie mam chęci na zamykanie się w sobie - tak to właściwie brzmi. Wtedy zatruwam ludzi moimi myślami. Przekazuję im wszystko, co mi się kłębi pod stropem. Nie filtruję. Podsyłam wszystko "na żywo", "online", czyli jak leci. Mam zaufanie. Wierzę, że ktoś wybierze z tego coś, co mogłoby być ciekawe. Ja tego nie potrafię, bo to moje myśli. Ja je wszystkie lubię. Może jako skróty myślowe? Może jak własne dzieci? Wiem, że nie każdy je znosi, ale to część mnie. Gdyby ktoś akceptował mnie, tak samo brałby wszystkie moje myśli. Oczywiście, że nie mam o nic pretensji. Godzę się, bo cóż innego. No problem, jak mówią rodowici Polacy zza oceanu...

 

 

 

.
Autor: bunio
26 marca 2008, 17:30

 

 

 

Hardkor normalnie. Nie dość, że zmarzłem i zmokłem, jak pies podwórzowy, to jeszcze nogi w dupę prawie mi wrosły. Jak to człowiek potrafi sobie kuku zrobić, kiedy go coś gna. Najpierw herbata, a potem podłączę kabelki i zobaczę co mi z tego wyszło. Parę złotych mnie ta wyprawa kosztowała. Normalnie nie potrafię inaczej. Kiedy robię zdjęcie komuś, kto trzyma kubek, to nie potrafię tego kogoś ominąć nie wrzucając czegoś do tego kubka. Jakbym wykorzystywał. A że paru po drodze spotkałem, to i parę złociszy poszło. Ostatni dostał już garść miedziaków, ale może i najlepiej na tym wyszedł. Na koniec pyszne podwójne espresso było... Takie magnetyczne. Nie chciało mi się, ale akurat, kiedy mijałem jakąś kafejkę, ktoś wychodził i zapach autentycznie wessał mnie do środka. Jak psa Pawłowa. I oczywiście wuzetka, które to ciastka pasjami lubię i mógłbym codziennie. mmmniam... W sumie warunki były okropne. Co chwilę śniegopodobne coś waliło z nieba. Raz nawet grad. Chyba sobie dzisiaj rano wykrakałem, że będą Buniowe bałwanki. Taaa... Przeczucia to moja domena, jak się nieraz okazywało.

Oczywiście parę zdjęć mi uciekło. Przez ten cholerny śnieg. Akurat wycierałem obiektyw, kiedy dziewczynie uciekła parasolka. Parasolka bajecznie kolorowa na szarym tle. I jeden grajek za nic nie chciał pokazać twarzy, a miał ją rzeczywiście ciekawą, jak się potem okazało. No i pewna skośnooka piękność... też uciekła z twarzą. Ci ludzie z zagranicy to albo bardziej spostrzegawczy są niż krajanie, albo mają jakiś inny zmysł, skoro nawet z długim obiektywem ciężko ich złapać. Często tak było, ze nawet jeżeli ktoś mi nie uciekł, to potem na monitorze było widać, że patrzy wprost na mnie. Polacy nie. Nieraz robiłem zdjęcia z mniejszej odległości i nikt się nie zorientował.

Oprócz tego zajrzałem do dwóch galerii w tym jednej ze zdjęciami i tak sobie myślę, że kiedyś chciałbym takie fotki pstrykać. Nie wiem jak to jest... chyba trzeba mieć jakiś specjalny dar. Z moich to właściwie powinienem 99 procent wyrzucić, żeby mi dysków nie zaśmiecały. trzymam tylko dlatego, że sam je zrobiłem. Ale nie nadają się do pokazania. W porównanniu z tym, co widzę na profesjonalnych... moje są jak nieokorowane pieńki. No nic... pocieszam się, że robię to, co lubię i najwyżej nikomu nie będę pokazywać.

No i suweniry... to osobny temat, ale nie mogę odmówić sobie odrobiny jadu i złośliwości.

No rzesz kurwa mać!!! Zdecydowaną większość tego badziajstwa bym przetopił na łańcuchy dla krów. A niech mają nawet srebropodobne. Jakaś tandeta i pretensjonalizm. Autentycznie na niczym nie dało się zawiesić oka. Co ci cudzoziemcy mają wywozić z Polski? Jakieś sztampowe kolczyki, noże do listów z orzełkiem? drewniane koguciki i bocianki, które nawet pod szlachetne określenie prymitywizmu nie podpadają? Ja wiem, że to rzecz gustu, jak krasnale ogrodowe, ale jakiś poziom powinien być trzymany.

A może się jak zwykle przypierdzielam...

I zdecydowanie za dużo sklepów z biżuterią. Fakt. Przeważała ta z bursztynami - chyba jako wizytówka polskiego Bałtyku... ale przepraszam... do Bałtyku mamy kilkaset kilometrów - to nawet na skojarzenia za dużo. Ale przypominam sobie, kiedy kupowałem biżuterię moim dziewczynom. Kiedyś w każdym sklepie mogłem wybrać przynajmniej jedną, dwie sztuki czegoś, co mnie ujęło. Teraz na próbę wszedłem do kilku sklepów. Mówię "sklepów", bo to nie jubilerzy. Zwykłe targowisko. Powinno się z tych kilkudziesięciu wybrać po jednej sztuce i stworzyć jednego jubilera, który sprzedawałby wizytówki polskich artystów sztuki złotniczej. Nie wiem jaki sens ma pięć, czy sześć pod rząd sklepów z pseudo- biżuterią... Oj lubię się przypieprzać?

Trochę zmęczony jestem. Ale zadowolony. Będzie tak częściej. Chyba. W sumie wyprawa bezdrożami nawet się udała. Rozładowałem się trochę. Mam nadzieję, że spokojniej zasnę. Teraz mam jakieś takie dziwne zadowolenie w sobie. Lubię taki stan niemyślenia o tym, że przyjemniej byłoby z kimś pogadać w czasie tych "łowów" na ludzi... trzymając czyjąś dłoń...

 

 

 

.
Autor: bunio
26 marca 2008, 14:05

 

 

A w ogóle to odczuwam dzisiaj nieprzepartą chęć przewietrzenia się. Nie pojechania gdzieś daleko, ale po prostu poszwędania się po bezdrożach nieplanowania. Znaczy... dokąd oczy poniosą. Wcale nie daleko, za to nie prostymi ścieżkami. Tak sobie myślę, że już w zasadzie zbliża się chwila, kiedy mógłbym ruszyć. Mam chęć coś zjeść na mieście, bo dawno tego nie robiłem i może napić się jakiejś dobrej i gęstej kawy. Czego nie robiłem równie dawno. Oczywiście nie będzie to gwóźdź programu, ponieważ takowego nie przewiduję. Co będzie, to zobaczymy. Jestem gotów na każdą ewentualność. W sensie, że posiadam odpowiednią ilość plastikowych środków płatniczych, aparat no i głowę nie zapchaną żadnymi planami, które mają to do siebie, że zwykle nie dają się do końca zrealizować. Tak mnie po prostu coś nosi. Ściany mnie drażnią. Nie od dzisiaj, ale ostatnio jakby bardziej. Więc komu w drogę, temu niebawem kopa... taki mam plan. O!

 

 

.
Autor: bunio
26 marca 2008, 13:46

 

 

Korzystając, że zrobiło mi się, nagle i niespodziewanie trochę wolnego czasu, nadrabiam zaległości. Ogólnie rzecz biorąc w zdobywaniu wiedzy różnej. Czasem do niczego mi potrzebnej, aczkolwiek czesto bardzo miłej choćby z estetycznego punktu widzenia. W zasadzie to nie jestem zwolennikiem oglądania sztuki jakiegokolwiek autoramentu w wydaniu sieciowo - ekranowym, ale niestety - czasem inaczej się nie da, więc dobrze, że da się przynajmniej tak. To o obrazkach. A oprócz tego także trochę o polityce, ale tylko z obowiązku, ponieważ jest to dla mnie temat porównywalny z czternastodniowym surowym mięskiem, solidnie wygrzanym w trzydziestostopniowym upale. Chociaż ono chyba już nie zasługuje na miano surowego. Reasumując... ani na to patrzeć, ani dotknąć, ani tym bardziej powąchać. Jedyne, co mnie jakoś interesuje to temat olimpiady u czajnisów i ewentualnego bojkotu. Niby sport olimpijski, to nie polityka, ale rzuca mną o ścianę myśl, co oni robią z Tybetem. Tak mi się wydaje, że gdyby zmniejszyć populację za murem o jakieś 70 procent, to nabraliby szacunku do żywota ludzkiego. Ciekawe... za sportem także nie przepadam - poza wąskim wycinkiem i w zasadzie dając się ponosić temu, co akurat jest na fali, czy w czym dobrzy są nasi rodacy. Oczywiście zawsze jestem wierny temu, że nie lubię piłki nożnej, gimnastyki, łyżwiarstwa i paru innych. Wielu innych. Tymczasem połączenie tych dwóch tematów jakby wzbudziło moje zainteresowanie. Ale szkoda czasu na zastanawianie się nad tym.

Tymczasem pogrążę się w lekturze. Adios pomidory...