Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29
|
30 |
01 |
02 |
Archiwum 29 listopada 2007
Najgorsze są lęki, kiedy nie można się z nich zwierzyć. Czasem nie można ich nazwać. Czasem nie ma komu. Czasem nie ma kto wysłuchać.
Właściwie na jedno wychodzi. Duszę je w sobie, próbuję sobie z nimi poradzić...
Dobrze, kiedy skutkiem jest tylko kręcenie się po łóżku do rana. Ale ten optymistyczny wariant zdarza się rzadko. Najczęściej przechodzą na następny dzień. Przez nie pieprzę to, co powinienem dobrze zrobić.
Tak się nakręcam bez końca.
A o reszcie już chyba nie dzisiaj...
Dobrze, że noc dopiero się zaczyna. Jest czas, żeby nauczyć się spokoju.
Czasem aż rozrywa...
by się wrzasnęło, wykrzyczało...
Chciałoby się, żeby wreszcie ktoś zrozumiał. Lepiej... za mnie.
Czasem tak wszystkiego, co nie było... żal.
Tego, co nie pobiegło po myśli też.
Własnych błędów...
Najgorsze, że własnych błędów nie ma kto wybaczać. Kto się ulitować. Można ich tylko żałować.
Zostaje się z nimi sam na sam.
Chwilami potrzebuję smutku. Dobrze mi to robi, bo uspokaja. Może głównie na rezygnacji się lęgnie, ale to skutek jest ważny.
Kiedy przychodzi ten prawdziwy smutek... nie ten taki buntowniczy, wtedy lepiej widzę. Lepiej odczuwam. Te uczucia nadają się, żeby je wspominać. Właśnie te. Z chwil największego smutku... są najpiękniejsze, bo pozbawione oporu.
Puenty nie będzie
Czasem tylko szkoda uczuć, które się marnują...