Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23
|
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
01 |
02 |
Archiwum 23 listopada 2007
Właściwie, jak sobie myślę... to mocny jestem.
Od zawsze sam. Nieważne ile to kalendarzowego czasu. Od zawsze. Niektórym starczy sporo mniej, zeby się załamać, a ja jakoś funkcjonuję w tym moim pieprzonym świecie. Ma swoje wady, niedociągnięcia, mylne wyobrażenia, czy dorabianą ideologię, ale w ostateczym rozrachunku jeszcze jestem w miarę normalny, czyli jest w jakiś sposób skuteczny.
Może dlatego, że on mój. Przyzwyczaiłem się? Znalazłem odpowiedzi na pytania - nawet jeżeli wydają się pokrętne.
Mój.
Taki misiek do spania.
I tym oto sposobem znów sobie coś uzasadniłem. Łatwe to było.
Setki ludzi i tyleż charakterów. Różnych. Jakoś w tych setkach odnalazłem dwa. Z żadnym innym nie byłem w stanie współgrać. Ani na zasadzie luźnej znajomości, bliższej zażyłości, Przyjaźni, czy uczucia.
Tych dwoje przyjaciół...
Także muszę sobie czasem przypominać, że przecież to przyjaciele są od lat i należy im się coś ode mnie. Jakaś cierpliwość, czy zrozumienie.
Coraz częściej dociera, że nie osiągnąłem wiele i powinienem starać się utrzymać to, co mi się udało.
I że coś jest ze mną nie tak.