He he...
Na wspominki mi się zebrało. Jak wspominam... ostatni raz wspominałem w dzień zaduszny.... No i teraz mi się zebrało, bo wygrzebałem parę notek z jakiegoś innego mojego bloga, o którym zapomniałem. Pamięć i wspomnienia się wiążą. żeby tak jeszcze pójść za ciosem... Moja Kochana mi o tym przypomniała.
Dosyć tej filozofii o pamiętaniu. Skupmy się.
Mówi, że jeszcze teraz, kiedy czasami tamto czyta ciarki chodzą jej po plecach. Mnie jest miło... no i zaraz sobie przypominam, jak moje palce biegały po jej kręgosłupie. Uciekała mi. Szkoda, że wtedy nie było żadnego lustra w okolicy, bo rozkosznie musiało to wyglądać...
Czy to nie perwersja czytać własne notki? Pewnie, że nie muszę ich czytać, albo zastanawiać się nad nimi. Ona lubi je czytać i to wystarczy. Ja mam stale włączoną jej stronę i patrzę sobie bardzo często, nawet jeżeli niczego nowegow danej chwili nie ma. I o to chodzi.
Pierwsza: 08 sierpnia 2006 08.43
Obudziłem się dzisiaj nagle. Tak czasami się budzę. Jak zombie na amerykańskim filmie. Siadam i oczy mam szeroko otwarte. Sen spada z powiek… i już o nim nie pamiętam. Ruszam przed siebie. Ale dzisiaj…
Oparłem się o ścianę, podciągnąłem kolana pod brodę i pomyślałem, że do nikąd nie mam ochoty się spieszyć. Czułem delikatny wiatr wpadający przez drzwi balkonu.
Nie ciepły, nie zimny. Taki pieszczotliwy.
Usiłowałem przypomnieć sobie, kiedy ostatnio czułem taki spokój. Jak profesjonalista zastanowiłem się nad rozkładem dnia. Telefon, spotkanie, znów telefon. Potem sprawa na drugim końcu miasta. I tak dalej. Kolejno odhaczane pozycje.
A w miejscu, gdzie powinien być wieczór?... jakaś dziwna mgła. Jakby w ogóle miało go nie być.
Postanowiłem zacząć od śniadania i kilku słów.